Gdy tylko kończę prace na warzywniku bądź w innym zakątku działki, próbuje choć chwilę poleżeć na hamaku. Specjalnie piszę "próbuje" bo często tylko na tym się kończy. Nie żeby mi ktoś nie pozwalał. Na drodze ku błogiemu lenistwu stoi mój wewnętrzny głos, który mówi: jeszcze kilka chwastów, a tam coś podciąć a tam przywiązać. Jest jednak taka rzecz, którą zawsze robię zaraz po wejściu na działkę. A zatem. Zrywam w różnej kolejności i różnej ilości, w zależności od dnia, pogody i humoru: listek czarnej porzeczki listek maliny kwiat przywrotnika owoc poziomki truskawka listek mięty listek melisy i wiele innych, mniej lub więcej To wszystko zalewam wrzątkiem i pozwalam by chwilę się parzyło. Taką cudowną herbatkę popijam w czasie pracy lub gdy już dotrę do hamaku. Na zdjęciu powyżej filiżanka uchwycona właśnie z perspektywy hamakowej :) To takie wielkie nic, kilka listków zalanych wrzątkiem. Pomyślmy jednak o tym inaczej...tyle dobra rośnie wokół, a my wci...