Przejdź do głównej zawartości

Dieta szynszyla prosto z działki

Tak się składa, iż jesteśmy posiadaczami bardzo słodkiego i puchatego szynszyla. Nasza Lusia jest prześlicznym stworzątkiem i pupilkiem domu.  Kupowana była jako zwierzak dla starszego syna, 10 latka. Jak często to w przypadku dzieci bywa fascynacja szybko minęła i główną opiekunką Lusi jest Pani domu, czyli ja. Możecie myśleć, iż jest to trochę nie odpowiedzialne aby kupować szynszyla dla dziecka a potem przejąć obowiązki opiekuna zwierzaka. Powiem Wam jednak szczerze, że gdy zdecydowaliśmy się na szynszyla to byłam pewna, że mój syn szybko się znudzi i tak jakby kupowałam go dla siebie :) Jeśli dobrze pamiętam to chyba nawet sama go na ten zakup namówiłam. Więc w sumie to może miał być dla mnie szynszyl ;) Tylko wiecie, kobita przy czterdziestce, etat, dzieci, robota w domu, na działce, rower... i jeszcze szynszyl :) Ale jak się chce to można wszystko. Zatem pod spodem fota naszej/mojej Lusi
Zdjęcie mało wyraźne, uchwycenie jej w locie jest prawie niemożliwe. Szybkość ma prawie że ponaddźwiękową. 

Szynszyl w domu

Nie będę się rozpisywać o zaletach i wadach hodowania szynszyla w domu, być może stworzę osobny post na ten temat. Chciałabym Wam napisać o tym, że jest to duża odpowiedzialność, ponieważ szynszyle, jako gryzonie, potrafią narobić dużo szkód w domu. Przekonaliśmy się o tym niejednokrotnie. Wszystko zależy od charakteru i temperamentu zwierzaka ale są to długo żyjące stworzonka więc warto przemyśleć wszystkie za i przeciw zanim podejmiemy decyzję. 

Żywienie szynszyli

Jeśli chodzi o dietę naszej Lusi to muszę przyznać, iż korzystam w dużej mierze z darów naszej działki. Zgodnie z moją ideologią, iż nic nie powinno się marnować. Mój poligon doświadczalny, w postaci działki ogrodniczej, okazał się doskonałym miejscem zbiorów dla dosłownie wszystkich członków rodziny. 
Szynszyle powinny zajadać głównie sianko i suszone zioła, plus kupowana karma, najlepiej w postaci peletu z dużą ilością włókien w składzie i bez zbóż i owoców. 
Jeśli chodzi o siano, to jest ono bardzo tanie i nie doszłam jeszcze to takiego poziomu wariactwa aby "produkować jej własne siano" ;) Zakupuje je w najbliższym mi sklepie. Pokarm w postaci peletu jest niestety nie chętnie jedzony przez naszą Lusie. Gdy raz dostała mieszankę, bardzo niezdrową, czyli z kawałkami owoców i zbóż to zaczęła kręcić nosem na zdrowe jedzonko. Pracuje jednak nad powrotem do zdrowych nawyków. Jeśli chodzi o pokarm, który jej kupuje to niestety jest on drogi, gdyż kieruję się zasadą dobrego składu. Podobnie jak dla nas, tak i dla szynszyla, nie kupię póki nie znam składu. Oczywiście bez paranoi, po prostu staram się by było więcej dobrego niż złego. 
Jeśli chodzi o zioła to tutaj nie widzę sensu wydawać 8 pln na malutka paczuszkę tego o co się potykam na działce. Zatem susze jak szalona:
  • korzeń i liście mniszka
  • babke
  • pokrzywa
  • krwawnik
  • bazylia 
  • mięta
  • melisa
  • liście malin
  • i wiele wiele innych.

Gdy zaczęłam przeszukiwać Internet w poszukiwaniu zdrowej diety dla szynszyli, byłam w szoku, iż jedzenie leży praktycznie na ulicy. Mogę jej nawet podawać suszone szyszki chmielu, który zarasta mi tył działki i strasznie mnie denerwuje. Nawet podagrycznik i liście róży się nadają. W okresie wiosenno-letnim ususzam zwykle tyle ziół, że starczają mi do kwietnia następnego roku, a potem od początku. Szynszyle jako przekąskę lubię bardzo różne gałązki, w szczególności jabłonki. Tutaj również mogę jej zaserwować własne niepryskane.


Przyjemne z pożytecznym

Jak już wspominałam, uwielbiam jeździć na rowerze i łączę tą przyjemność ze zbieractwem :) Gdy jestem na trasie to rozglądam się za drzewami lipy. Zawsze mam przy sobie jakiś woreczek, no i zbieram. Trochę dla mnie na herbatkę, trochę dla Lusi. Podobnie z liśćmi brzozy, te także lubi nasz szynszyl.

Muszę Wam przyznać, iż cały czas jestem w podziwie, jak wiele Natura nam daje.
Pozdrawiam
Marta




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ład i porządek na działce

Tytuł dość przewrotny, bo zawsze marzyłam o pięknym wiejskim ogródku, z odrobiną fantazji i kreatywnego nieładu. Matka Natura miała działać a ja się tylko przyglądać. Dzisiaj wiem, że niestety Matka Natura zadziała, ale nie zawsze w odpowiednim dla mnie kierunku. Bolączką staja się wszędobylskie chwasty lub nawet śliczne i pożyteczne roślinki, wyrastające w niepożądanym miejscu. Mam kilka sposobów na w miarę ogarnięte otoczenie. Zadbana rabatka Mam na działce kilka miejsc, gdzie rosną kwiaty, zioła bądź krzewy. Zauważyłam już, jak bardzo niektóre z tych miejsc kosztują mnie wysiłku. Najgorzej jest tam, gdzie rosną np. tulipany, po nich niezapominajki a dalej nagietki. Niby jest ciągłość kwitnienia, ale między kwiatami  jest ziemia, którą bardzo trudno utrzymać w czystości. Nie są to kwiaty okrywowe, więc jest duzy prześwit między nimi. Oczywiście dla kogoś, kto codziennie przychodzi do ogrodu i ma siły i czas na plewienie to żaden kłopot, ale dla mnie to udręka. Raz wyplewio...

Bluszcz pospolity

Ostatnimi dniami wyrwałam się w świat i zwiedzam z rodzinką rejony Karkonoszy. Bez żalu za moją działką podziwiam tutejszą florę jak szalona. Nie jestem znawcą ale muszę, po prostu muszę, obejrzeć każdy ciekawszy napotkany okaz roślinny. Aparat pęka w szwach od zieleni i dzieci hasających po skałkach. Standardowo nie ma mnie na prawie żadnym ze zdjęć. Jednakże chciałabym Wam dzisiaj pokazać śliczny okaz bluszczu, który napotkałam na Zamku Chojnik. Jest ogromny i widać, że mocno "związany" z murami fortecy. Nie mogłam oderwać od niego oczu. Zresztą nie tylko ja, praktycznie każdy odwiedzający musiał się przy nim zatrzymać. Wygląda jak prawdziwe drzewo, no może takie trochę spłaszczone. Jest niebywale urodziwe. Bluszcz to wiecznie zielone pnącze, które przy pomocy korzeni przybyszowych, może łatwo przyczepić się do różnych powierzchni i piąć się i piąć i piąć. Korzenie przybyszowe to tylko takie chwytaki, nie pobierają one żadnych substancji od rośliny do której przylg...

Z aparatem w ręku

Czy wy też tak macie, że wchodząc na działkę macie zamiar napić się kawy, poleżeć a może nawet poopalać, a wychodzi z tego wielkie NIC? Ja mam tak prawie zawsze, wchodzę, rozglądam się i tu coś trzeba skubnąć, tam coś podlać, a tam podciąć. Mija godzinka, dwie i trzeba wracać. Już taka jestem, że cały czas muszę coś robić, po prostu nie umiem siedzieć na miejscu. Nie potrafię odpoczywać leżąc. Czasami jednak przychodzę na działkę z aparatem aby delektować się jej pięknem i uwiecznić co nieco. Taka odskocznia od plewienie :) Poniżej kilka moich fotek na miły początek tygodnia. Miłego i spokojnego tygodnia dla wszystkich.